Spis treści:
ToggleJest gorąco.
Powtarzam: gorąco.
Alanijskie lato w pełni.
Wyobraźcie sobie duszne, nieruchome, wilgotne powietrze, ciężkie tak bardzo, że przygniata Was do ziemi i powoduje, że niczego się nie chce.
Oczywiście intuicja podpowiada, że najlepiej gdy zamiast tej „ziemi” jest basen z chłodną wodą, co by się w nim można było zanurzyć aż po czubek głowy, a po wynurzeniu sączyć zimny pomarańczowy sok lub drinka z palemką. Ale nie, po co. Bo przecież wyprowadzałam się z chłodnej Polski do śródziemnomorskiej Turcji po to, żeby mieszkać w budynku bez basenu i spędzać przed komputerem 12 godzin dziennie, prawda?
Po co mieć łatwo, jak można mieć trudniej, nie?
No właśnie.
Kiedy jest tak gorąco, wracam pamięcią do starych dobrych czasów, kiedy pracowałam jako rezydentka. Praca rezydentki ma oczywiście wiele minusów, o których mówiłam wielokrotnie, ale ma też niezaprzeczalne plusy. Jednym z nich jest możliwość korzystania z rzeczy, na które tzw. normalny człowiek nie ma czasu/pieniędzy/możliwości. Oczywiście nie należy zapominać że nawet podczas korzystania z „tych rzeczy” jest się w pracy, należy zatem pilnować telefonu, pilnować turystów, i pilnować samego siebie. Nie każdy to potrafi – mi się udawało, co sprawiało że byłam niezłym rezydentem oddanym swojej robocie. Ale nie o tym miałam 🙂
Jedną z tych rzeczy jest możliwość korzystania z Hamamu – Łaźni tureckiej. Za czasów pracy rezydentki chodziłam do hamamu jako pilot z grupą turystów regularnie co tydzień. Pracownicy łaźni się cieszyli, bo przyprowadzałam im sporo klientów, a ja się cieszyłam, bo mogłam posiedzieć tam za darmo. Turyści się cieszyli, bo mieli turecki orient i relaks w jednym.
Cofnijmy się jeszcze dalej w czasie – w pamiętnym roku 2005 trafiłam przecież do Turcji, aby pracować w hotelowej tureckiej łaźni!
To myślę już ostatecznie i dobitnie wyjaśnia mój sentyment do hamamu. Mimo, że wówczas nie wiedziałam o tradycji wiele, wszystkiego ucząc się na bieżąco (żeby nie było wątpliwości: moja praca polegała nie na masowaniu ludzi, tylko na ich zachęcaniu do skorzystania z zabiegów ;)), muszę przyznać że miejsce, w które trafiłam raczej bardzo przypadkiem (pierwotnie miałam pracować w sklepie z kurtkami ze skóry!), całkowicie mnie uwiodło i zapoczątkowało wieloletnią fascynację tureckimi łaźniami.
Dlaczego mówię o łaźniach w kontekście upałów?
A to dlatego, że przy takich temperaturach łaźnia sprawdza się idealnie! Wspominałam o tym zresztą całkiem niedawno. Specyfika klimatu Tureckiej Riwiery, a dokładniej: umiejscowienie pomiędzy górami a morzem, powoduje, że gromadzi się tutaj ciepłe i wilgotne powietrze. Nie ma, mówiąc krótko, przewiewu. Szczęśliwi ci, którzy posiadają letnie domki wysoko w górach (na tak zwanej yayli), bo tam naprawdę można znaleźć ukojenie. My, tu „w mieście” nie mamy za wiele do roboty poza akceptacją lepiącego, spoconego stanu rzeczy, który atakuje nas w lipcu i odpuszcza pod koniec sierpnia. Pobyt w łaźni pozwala więc oczyścić skórę, daje „oddech” zatkanym porom. Zapewnia relaks ciała, ale i ducha, udowodniono, że wzmacnia odporność i pomaga przy chorobach układu oddechowego. Poza tym już sama różnica temperatur powoduje, że po wyjściu z (jeszcze) gorętszej i (jeszcze) wilgotniejszej niż Alanya łaźni, człowiek czuje że żyje!
Mały rys historyczny

Zgodnie z wielowiekową tradycją, którą zresztą Turcy osmańscy przejęli od starożytnych Rzymian i łaźni bizantyjskich, hamam (z arabska: hammam czyli łazienka, po turecku: hamam, proszę poprawiajcie często spotykany błąd: „haman”!) to nie tylko sama łaźnia czy przestrzeń dla relaksu, ale dawniej – bardzo żywe centrum społeczne i kulturalne. Mieszkańcy nie posiadając łazienek w domach licznie udawali się do łaźni – oczywiście panowie osobno, panie osobno. Załatwiano tam najrozmaitsze interesy, spotykano się w celach towarzyskich, a nawet matrymonialnych…
Pewnie znany jest Wam fakt, że to w łaźniach matrony rodu mogły ocenić walory kandydatek na żony dla swoich synów. Przez wieki popularny był też zwyczaj uroczystej wyprawy do łaźni przed zamążpójściem, nawet dziś w tureckim języku istnieje odpowiadający mu zwrot „gelin hamamı”, trochę kojarzący się z dzisiejszą ideą wieczoru panieńskiego w spa. Przyszła panna młoda wraz z kobietami z rodziny i przyjaciółkami spędzała wiele godzin w łaźni, gdzie poddawano je upiększającym zabiegom z towarzyszeniem napojów (zimne sorbety, soki) i przekąsek (owoce), a i muzyki na żywo. Ba, także dziś w niektórych tradycyjnych łaźniach (szczególnie w Stambule), można zorganizować taką imprezę. Wolałabym przed swoim ślubem mieć coś takiego bardziej, niż noc henny 🙂
W dawnych czasach sprzed ery łazienek wyprawa do hamamu była wydarzeniem. O czystość i higienę należało dbać – był i jest to wymóg religii islamu, stąd przed najważniejszym dla muzułmanów piątkiem (dniem świętym) urządzano porządne mycie, pranie, golenie i przeprowadzano inne kosmetyczne zabiegi. Wspomnę tylko, że tureckimi zwyczajami utrzymywania czystości i higieny zachwycali się europejscy podróżnicy, którzy opisywali je w swoich relacjach (w Europie w tamtych czasach musiało to budzić sensację ;))
Od XVI wieku w Stambule zaczęły powstawać na masową skalę, jak na tamte warunki, łaźnie publiczne, miejskie. Wcześniej bowiem były one głównie prywatne, w domach czy rezydencjach. Pierwszy był słynny stambulski Çemberlitaş Hamam, zaprojektowany przez genialnego architekta Sinana i otwarty w roku 1584. Wciąż obiecuję sobie, że wybiorę się tam przy okazji kolejnej wizyty w Stambule lub do jednego z innych, czynnych do dziś hamamów – w XVI wieku w samym Stambule publicznych łaźni było już 300, prywatnych ponad 4 tysiące – całkiem sporo z nich funkcjonuje do dziś!
Idąc do łaźni zabierano cały zestaw akcesoriów: własne szczotki do szorowania, kosmetyki, hennę, mydło, a kto miał, również gromadkę służących. Poza samym myciem depilowano czy farbowano włosy, nakładano maseczki, a na nawilżoną oczyszczoną skórę ciała zdrowotne czy pielęgnacyjne mieszanki.
Hamama giren terler
O popularności idei hamamu w tureckim społeczeństwie świadczy – jak to zwykle bywa – język. Moje ulubione przysłowie, stosowane nagminnie przez K.P., to „Hamama giren terler”, które znaczy: „Kto wejdzie do łaźni, ten się spoci”, co wyraża nieuchronność rozmaitych zdarzeń.
Turecka łaźnia – specyfika

W tureckiej łaźni najbardziej charakterystyczny jest podział pomieszczeń. Mają swoje nazwy, które wywodzą się z łaciny, i których Wam oszczędzę, ale rozkład jest nieco inny niż w łaźniach rzymskich. Są to po kolei: przebieralnia, pomieszczenie przejściowe, pokój „ciepły” oraz „gorący”. Tradycyjnie w tureckich hamamach nie było jednak basenów, które są tak typowe dla łaźni greckich czy rzymskich, co wynika z różnic religijnych. Muzułmanie wierzą bowiem, że stojąca woda jest niebezpieczna – lęgną się w niej dżiny – co pewnie wynika z tego, iż w ciepłym klimacie bywa siedliskiem bakterii.
Dlatego też zgodnie z islamem nie można kąpać się w wodzie, w której kąpał się ktoś inny… Zwróćcie uwagę, że w tureckich łaźniach woda wciąż płynie. Oczywiście pomijam tu łaźnie turystyczne, które tych zasad już od dawna nie uznają 😉
Charakterystyczny jest też system rozprowadzający ciepło w pomieszczeniu wyłożonym marmurowymi płytami za pomocą specjalnych kanalików. Dzięki temu systemowi wytworzona zostaje para wodna, która dobroczynnie wpływa na organizm… o tak! 😉
Kolejność zabiegów
W większości tureckich łaźni, zarówno tych turystycznych, jak i tradycyjnych wygląda to mniej więcej tak. O różnicach – nieco niżej.
- Najpierw skierowani zostaniemy do przebieralni, gdzie znajdują się szafki na rzeczy.
- Obsługa wręczy nam peştamal, ręcznik z cienkiego materiału w charakterystyczną czerwoną kratę (są inne kolory, ale czerwony jest najbardziej typowy), którym przykrywamy ciało. Na nogi zakładamy drewniane chodaki zwane takunya (można też użyć własnych klapek).
- Na początek powinniśmy przygotować swój organizm do wysokiej temperatury, np. relaksując się na leżaku w ılıklık – pomieszczeniu przejściowym o temperaturze 20-30 stopni.
- Teraz już można udać się do właściwego hamamu, gdzie temperatura może osiągnąć od 30 do 55 stopni, i ułożyć na centralnym marmurowym podeście (göbek taşı). Pot, który pojawi się na suchej skórze jest sygnałem, że samooczyszczanie się rozpoczęło i jesteśmy gotowi na kolejny etap.
- Kese to szorowanie skóry specjalną rękawicą, zwane tureckim peelingiem. Można je wykonywać samemu, a może to zrobić masażysta (męski to tellak, damski natır), który będzie kolistymi ruchami ścierać złuszczony naskórek, polewając ciepłą i zimną wodą.
- Po peelingu masażysta wykona jeszcze mycie całego ciała mydlaną pianą, czyli tzw. köpük (dosłownie: piana).
- A po tym etapie przechodzi się z powrotem do pomieszczenia przejściowego, gdzie relaksuje się i nawadnia napojami – najlepiej niezbyt zimnymi, dlatego często podaje się tutaj turecki çay lub turystyczny – jabłkowy.
Łaźnia turecka vs. łaźnia turystyczna
Dostaję dość sporo zapytań o „typowe tradycyjne” łaźnie w Alanyi lub innych turystycznych okolicach. Niestety wiem że moja odpowiedź może i bywa rozczarowująca, ale jakoś tak mam, że organicznie nienawidzę wszelkiej tzw. ściemy. W Alanyi i okolicach nie ma tradycyjnych łaźni. Wszystkie, nawet jeśli wyglądają na stare – są nowe i stworzone głównie z myślą o turystach. Najbliższe łaźnie publiczne w prawdziwym tego słowa znaczeniu można znaleźć dopiero w Antalyi, a prawdziwą klasykę stanowią wspomniane łaźnie stambulskie, czy np. w Bursie, nie mówiąc już o wschodzie kraju (np. Gaziantep).
Czy to znaczy, że turystyczne łaźnie są dużo gorsze i niewarte uwagi? Absolutnie nie!
Podczas lat mojej praktyki miałam okazję poznać wiele łaźni i tych lepszych, i gorszych, bywałam też w hotelowych i znam ich w regionie naprawdę sporo. Jeśli łaźnia jest przyzwoicie prowadzona, to nawet brak zapierającej dech architektury (specyficzne kopuły charakteryzujące budynek łaźni) czy orientalnej muzyczki w głośnikach nie będzie nam przeszkadzał.
Czym charakteryzuje się łaźnia turystyczna (zarówno miejska, jak i hotelowa)?

- Zazwyczaj jest koedukacyjna – w prawdziwej łaźni tureckiej będzie wyraźny podział płci i nigdy nie zdarzy się masaż wykonany przez przedstawiciela płci przeciwnej. Ba, nawet wejścia do pomieszczenia są w innych miejscach. W turystycznej – płci są wymieszane.
- Posiada dodatkowe atrakcje: sauna fińska, łaźnia parowa, mentolowa, kąpiele błotne, jacuzzi czy wspomniane baseny
- W standardowym pakiecie otrzymuje się też masaż całego ciała aromatycznymi olejkami.
- Dodatkowo można wykupić sobie ekstra masaże np. gorącymi kamieniami, aromaterapia, czekoladowe (i inne cuda), maseczki, albo rybne pedicure (bardzo modne w ostatnich latach ;))
- Obsługa pokazuje kolejność udawania się do poszczególnych pomieszczeń, podaje ręczniki czy świeży peştamal, nie trzeba się obawiać że się „zgubimy”
- Są nawet kąciki zabaw dla dzieci albo telewizory, by będąc z pociechami można je było czymś zająć
- Zabiegi trwają krócej niż w łaźni tradycyjnej, turystów jest więcej, czasem trzeba poczekać na swoją kolejkę
- Łaźnie oferują tzw. serwis, czyli dowożą turystów z hoteli do łaźni – a po zakończeniu zabiegów odwożą z powrotem.
Jak się zachować w łaźni i co robić, aby efekty były najlepsze – garść porad praktycznych
- Do łaźni wybierz się na początku tureckiego urlopu – jeszcze zanim pójdziesz się opalać. Raz, że efekty opalenizny będą po takich zabiegach dużo lepsze i trwalsze, dwa, że podrażniona słońcem skóra i turecki peeling to niezbyt dobre połączenie 😉
- Zarezerwuj sobie 2-3 godziny, nastaw się na relaks
- Nie zabieraj biżuterii i nie smaruj wcześniej ciała kremami (peeling nie przyniesie spodziewanego efektu)
- Zabierz tylko kostium kąpielowy (najlepiej dwuczęściowy i nie „najlepszy z szafy”; może być prosta bielizna), lub kąpielówki/szorty jeśli jesteś mężczyzną. Paradowanie w stroju Adama i Ewy uprawiane nagminnie przez Skandynawki nie jest źle widziane, ale sami oceńcie jak będziecie się czuć nago w koedukacyjnej łaźni…
- Możesz mieć własne klapki tzw. basenowe. Ręczniki są zbędne – obsługa je zapewni.
- Jeśli zdrowie nie pozwala Ci korzystać z gorących pomieszczeń omiń fińską saunę. Pamiętaj, że bardzo dobre dla zdrowia jest stopniowe przechodzenie z pomieszczenia do pomieszczenia; łaźnia turecka jest dobra właśnie dla tych, którym zdrowie nie pozwala na przebywanie długo w wysokiej temperaturze.
- Daj sobie czas w cieplejszych pomieszczeniach na oswojenie się z temperaturą. Nie uciekaj od razu jak tylko zobaczysz kłęby pary wodnej. Usiądź, zrób parę głębokich wdechów, poczujesz się dużo lepiej. Możesz poprosić o wodę – jeśli przyniosą Ci zimną, pij powoli, małymi łykami.
- We wszystkich łaźniach koedukacyjnych jeśli jesteś kobietą możesz poprosić o masażystkę kobietę. Nie będzie problemu. Osobiście dla własnego komfortu zawsze z tego korzystam. Tureckich masażystów zostawiam panom, tam ich miejsce, zgodnie z tradycją.
Dopiero wtedy można się w pełni zrelaksować, a rozmowy „ile masz lat” i „skąd jesteś” zostaną ograniczone do minimum 😉 - Poć się aż miło 🙂 Gdy pokryjesz się potem wystarczy go zetrzeć suchym peştamalem, co jednocześnie pobudza krążenie krwi, metabolizm i oczyszcza organizm z toksyn. Samo zdrowie!
- Jeśli posiadasz problemy skórne, zdrowotne, jesteś w ciąży, lub po przebytym urazie – zgłoś to obsłudze.
- Rozluźnij się i zrób to świadomie – spięte ciało jest trudniejsze do masowania, gorzej znosi wszystkie zabiegi.
- Masażyści w tureckich łaźniach pracują bardzo ciężko i nie zarabiają wiele. Jeśli Ci się podobało, podziękuj obsłudze napiwkiem – możesz wrócić po przebraniu się do do pokoju, w którym odbył się masaż – każdy ma koszyczek przy swoim stanowisku. Lub przekaż im napiwek do ręki (min. kilka euro). Na pewno się ucieszą 🙂
A po zabiegach:
- Pij dużo wody
- Nie wychodź od razu na ostre słońce (daruj sobie opalanie tego samego dnia)
- Ja od siebie proponuję nie wskakiwać od razu pod prysznic, żeby zmyć olejki po masażu. Zetrzyj ich nadmiar ręcznikiem i zrób sobie tego dnia „dzień lenia” w kwestii kąpieli. Olejki będą miały czas idealnie wniknąć w skórę 😉
- Jeśli zachce Ci się spać, utnij sobie drzemkę. Po przebudzeniu będziesz się czuć jak… młody bóg! 😉