Pocztówka z Miasta Lwa

Dzisiaj nie będzie o Turcji, ale też o Azji. Tylko jakże odmiennej! Ostatni weekend wraz z K.P. mieliśmy niewątpliwą przyjemność spędzić w Singapurze. Dokładnie tak i nie inaczej – nawet teraz, kiedy o tym piszę, brzmi to dla mnie egzotycznie. Miasto-państwo niezwykłe i czarujące. Nosi nieposzlakowaną opinię miasta bardzo czystego – faktycznie mimo wielkich starań mieliśmy wielkie kłopoty, żeby znaleźć walające się na ziemi czy chodnikach śmieci. Trawniki przycięte niemal od linijki, bardzo kulturalny ruch drogowy, uprzejmi ludzie. Ponoć w Singapurze zakazana jest guma do żucia (nie można jej nawet wwozić!), i faktycznie w sklepach widziałam milion rodzajów cukierków ale klasycznej gumy – ani razu. Piękne Singapurki w zwiewnych sukienkach, dziwne, zupełnie nieznane mi jedzenie, lepka wilgotna pogoda (32 stopnie, czyli jak w Alanyi w szczycie sezonu), i dla kontrastu mrożąca do kości klimatyzacja w galeriach handlowych (która ostatecznie rozwinęła moje rozpoczęte w samolocie przeziębienie). Półtora dnia szczególnie po długiej podróży, to zdecydowanie zbyt mało czasu, by zobaczyć wszystko, na co mieliśmy ochotę. Ale udało nam się zrobić kulturową wycieczkę: w jeden dzień zajrzeliśmy i do dzielnicy chińskiej, i do tzw. Małych Indii, i na arabską ulicę. Zestawienie tych niesamowicie kolorowych lokalnych klimatów, pięknych świątyń, asortymentów sklepów i ubrań mieszkańców z biznesowym centrum wypełnionym drapaczami chmur, eleganckimi biurowcami, szerokimi bulwarami przemierzanymi przez najdroższe samochody gwarantowało nam niezły zawrót głowy.

Wyjeżdżałam z Singapuru z poczuciem niedosytu, ale może to i dobrze – kto wie, czy kiedyś nie uda się mi tam wrócić? Pora było jednak udać się znów na lotnisko, bo Singapur był tylko przystankiem w trakcie długiej podróży w zupełnie inne miejsce, w którym spędzimy kilka najbliższych tygodni. Miejsce odległe od Turcji, będące jednak moim marzeniem od dziecka i bardzo ważnym elementem celebracji moich tegorocznych urodzin… co idealnie też zbiegło się z obchodami setnego w życiu lotu samolotem! Ale o tym, i o wielu innych sprawach, w następnych wpisach na tur-tur bloczku. Zostańcie z nami! (Konserwatystów uspokoję, że tematu Turcji porzucić nie zamierzam, o nie).

IMG_0350
Widok na słynny hotel Marina Bay Sands z basenem i restauracją na 57.piętrze
IMG_0334
Marina
IMG_0282
Marina
IMG_0279
Młodzież lokalna obchodzi urodziny na Instagramie czy innym Snapczacie
IMG_0223
Łódką po centrum handlowym? Możliwe w Singapurze!
IMG_0208
Tzw. dzielnica arabska, w tle meczet Sultan
IMG_0130
Dzielnica Hinduska, „Little India”
IMG_0122
Hinduskie siostry sisters
IMG_0113
Wszędzie jak w domu
IMG_0295
Słynny lew akurat w niedzielę nie pluł wodą…
IMG_0011
Marina Bay Sands podczas pokazu światło-dźwięk
Picture of Agata

Agata

Od 20 lat mieszkam i pracuję w Turcji, w śródziemnomorskiej Alanyi. Jestem pilotką wycieczek, blogerką, youtuberką, pisarką, magistrem kulturoznawstwa. Dzięki mojej działalności tysiące Polaków zachwyciło się Turcją, pozbyło obaw i stereotypów o tym kraju... i finalnie: zachwycili się jej pięknem i różnorodnością!

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Subscribe to My Newsletter

Subscribe to my weekly newsletter. I don’t send any spam email ever!