Szlachetna puszka (wpis świąteczny)

* dlaczego ten baranek taki wystrojony? Przeczytaj na dole wpisu.

Nadejścia święta Kurban Bayrami w tym roku oczekiwałam z „pewną taką nieśmiałością”. Pamiętam doskonale moje samopoczucie w zeszłym roku, kiedy po raz pierwszy zostałam „otoczona” przez ofiarne baranki. Jedno miejsce ofiarowania urządzono zaraz przy moim domu, drugie – przy miejscu pracy. Opisywałam zeszłoroczne święta tutaj. Wcześniej, podczas tego ruchomego święta albo byłam w Polsce, albo przebywałam w bezpiecznych czterech kątach mojego alanijskiego osiedla (zamieszkałego przez obcokrajowców). Odkąd zmieniłam adres na tzw. normalną turecką dzielnicę nie dało się już uciekać przed faktem, że żyję w Turcji, kraju zamieszkanym przez muzułmanów, którzy – czy mniej, czy bardziej religijni – składają co jakiś czas „ofiarę”. Zeszłoroczne święto było tym momentem, kiedy zrozumiałam to raz na zawsze: albo zaakceptuję (choć niekoniecznie oznacza to, że zrozumiem), albo będę się w tym kraju po prostu męczyć. Obowiązek wyboru jednej albo drugiej drogi troszkę mnie zdołował, ale postanowiłam stawić czoła „Świętu Ofiarowania” w tym roku i… chyba się udało 😉

Nie chcę wchodzić tutaj w temat sensowności tego święta z perspektywy Europejczyka, oceny czy jest to dobre, czy nie, żadną tego typu dyskusję. Dla mnie wszystko to jest bardzo względne, a osobom zniesmaczonym i krytycznym polecam przejść na wegetarianizm. Ponadto też nie chcę się powtarzać, bo swoje kulturoznawcze dywagacje opisywałam rok temu tutaj (zachęcam do lektury, nie zmieniłabym ani słowa). Aha – żeby nie było, przecież sama jestem osobą, która bez mięsa może żyć miesiącami albo i latami, i nie czuć z tego powodu żadnego dyskomfortu. Nie próbuję sobie zastąpić mięsa „kotletem sojowym”. Po prostu go nie lubię. A mimo to widzę że im dłużej żyję między Turkami, tym mniej mnie ich obyczaj szokuje. Chyba zaczęłam się przyzwyczajać i wybrałam drogę akceptacji tego, że są innymi ludźmi niż my – co nie oznacza przecież, że gorszymi.

W tym roku w odnalezieniu sensu w święcie Kurban Bayramı bardzo pomógł mi turecki Czerwony Krzyż czyli Kızılay. Przypadkiem natknęłam się na informację, że stworzyli oni specjalny program charytatywny. Potem oglądając wiadomości trafiłam na wywiad z prezydentem tej organizacji, który wytłumaczył na czym akcja polega. Przekonała mnie ona tak bardzo, że zachwycona podskoczyłam na kanapie wykrzykując K.P., że znalazłam temat na świąteczną notkę na blogu! 😉

Zaktualizowane zdjęcie szlachetnej puszki z roku 2016 🙂

Akcję nazwałam po polsku „Szlachetną puszką” ;)) Jeśli jesteśmy muzułmanami, którzy według zasad Koranu i sunny są osobami tzw. zamożnymi (czyli kupienie sobie drogiego przecież mięsa na obiad nie jest dla nas luksusem, a codziennością), możemy swój religijny obowiązek wykonać niekoniecznie ofiarując baranka własnoręcznie, ale w bardziej, rzekłabym, nowoczesny sposób.
Oto wysyłamy na konto tureckiego Czerwonego Księżyca (bo Ay to przecież księżyc) nasze upoważnienie i 690 TL, czyli odpowiednik kwoty normalnie przeznaczanej na zakup ofiarnego baranka. Jeśli chcemy, możemy skorzystać z bezpłatnego podziału na 4 raty (bez oprocentowania, czyli zgodnie z muzułmańską zasadą).
Za tą sumę Czerwony Księżyc ofiaruje jednego „baranka” w naszej intencji. Kurban (czyli ofiara) jest pod kontrolą weterynarza, przebywa i odchodzi w godnym środowisku, ofiarowanie odbywa się rytualnie (zwierzę ma zasłonięte oczy, odmówiona jest modlitwa, itp.). A wszystko to w obecności notariusza, aby nie było mowy o żadnym nadużyciu. Mięso jest przygotowywane i konserwowane zgodnie z wymogami higieny i wszelkimi procedurami, i trafia do puszek z logo Czerwonego Księżyca. I teraz najważniejsze: przez cały rok puszki z kavurmą (potrawa z duszonego mięsa, którą najczęściej się w święto przygotowuje) są rozdysponowywane przez organizację i trafiają do potrzebujących na terenie całej Turcji (m.in. do obozów uchodźców, którym także Czerwony Księżyc pomaga).
Jakby tego było mało, jedną puszkę dostajemy pocztą do domu! Razem z dokumentami poświadczającymi donację i płytką CD z zapisem (jakkolwiek dziwnie to brzmi, może niektórzy będą chcieli obejrzeć odmawianą przez imama modlitwę podczas ofiarowania – w naszej przecież intencji!).
690 lira to suma wspomagająca osoby znajdujące się na terenie Turcji. Można też zapłacić niższą kwotę 450 TL i wspomóc ludzi za granicą – puszki idą do oddziałów Czerwonego Księżyca m.in. w Bangladeszu, Pakistanie, Palestynie, Iraku, Etiopii, Senegalu, Somalii, Czadzie itp.

Co o tym myślicie? Jak dla mnie pomysł jest prosty i genialny jednocześnie. Po pierwsze, nie zastanawiamy się kto w naszej okolicy naprawdę potrzebuje pomocy (nie zawsze znamy takie osoby, albo nie wiemy jak do nich dotrzeć) i nie mamy problemu z nadmiarem mięsa. Po drugie, jeśli jesteśmy wrażliwi, nie musimy sami zajmować się kupnem i ofiarowaniem baranka, nie mówiąc już o oporządzeniu i przygotowywaniu mięsa tak generalnie, na co dzień (a poznałam w ciągu ubiegłego roku Turczynki, które mają z tym wielki problem podobnie jak ja, Polka!). Po trzecie możemy pomóc nawet osobom znajdującym się tysiące kilometrów od nas, które naprawdę cierpią głód.

Możecie jeszcze sobie obejrzeć spot reklamujący akcję:

Powiem Wam jeszcze, że są oczywiście także inne sposoby na świąteczną muzułmańską dobroczynność. Jeśli nie chcemy, nie musi to być przecież mięso! Wielu Turków kwotę kilkuset lira (czy więcej, w zależności od możliwości) przekazuje w formie przelewu czy gotówki potrzebującej osobie czy rodzinie. K.P. w tym roku postanowił zamiast ofiarowywać baranka przekazać równowartość tej kwoty na coś w rodzaju „stypendium” dla swojego dalekiego kuzyna mieszkającego na wschodzie. Chłopak ten studiuje w innym niż rodzice mieście, a jego rodzinie nie powodzi się najlepiej (ojciec jest chory i nie pracuje). Wysłał mu więc świąteczny przelew.

I na tym właśnie polega to święto!

Na koniec przyznam się Wam szczerze, że sama w tym roku zarobiłam swoje pierwsze „bayramlık parası” (świąteczne kieszonkowe). Tradycja mówi, że w święta młodsi przychodzą do starszych życząc im wesołych świąt, i całując w rękę (którą następnie przykłada się sobie do czoła). W podzięce za ten gest starsi obdarowują młodszych słodyczami lub… pieniędzmi. Zazwyczaj byłam dość europejska w tej kwestii, i twardo ignorowałam całujące mnie w rękę dzieciaki z rodziny K.P. tłumacząc się sama przed sobą, że przecież nie mam kasy, a cukierki psują zęby 😉  Będę musiała jednak zrewidować ten pogląd, znalazłam się dzisiaj bowiem po drugiej stronie i tym samym „zarobiłam” 50 lir! 🙂

*Na zdjęciu: zrobione dzisiaj zdjęcie ofiarnego baranka przystrojonego, jak mówią Turcy „jak panna młoda”. Prawdopodobnie stanowił jednocześnie świąteczny i „zaręczynowy” prezent. Aby wdać się w łaski rodziny przyszłej żony, mężczyzna może zdecydować, że baranka w święta jej rodzinie sprezentuje, aby mogła zarówno poucztować, jak i sama podzielić się z potrzebującymi. Po wrzuceniu zdjęcia do internetu po raz kolejny uderzyły mnie kulturowe różnice. Reakcja tureckiej koleżanki „Oj, oj, ale słodziutki, jak panna młoda!!”. Reakcja polskich znajomych „Biedactwo…”…

Picture of Agata

Agata

Od 20 lat mieszkam i pracuję w Turcji, w śródziemnomorskiej Alanyi. Jestem pilotką wycieczek, blogerką, youtuberką, pisarką, magistrem kulturoznawstwa. Dzięki mojej działalności tysiące Polaków zachwyciło się Turcją, pozbyło obaw i stereotypów o tym kraju... i finalnie: zachwycili się jej pięknem i różnorodnością!

0 komentarzy

  1. Kiedyś rozmawiałam z pewnym Turkiem, który ma dobrze prosperującą firmę w Antalyi i mówił, że firmy też muszą oddać jakiś procent na rzecz biedniejszych z okazji właśnie tego święta. Teraz mi się to przypomniało, ale dokładnie nie pamiętam co i jak. Pamiętam za to jak prawie płakał bo to sporo kasy było i zależało od zysku firmy chyba. Sprostuj mnie Skylar jeśli to nieprawda i gadam trzy po trzy 🙂 To było z 7 lat temu więc mogę coś kręcić.

    Pzdr
    Pariss

    1. Hmmm raczej coś tu ten znajomy podkoloryzował 😉 Może miał na myśli podatek dochodowy albo inne wymagane opłaty do skarbówki, natomiast ponieważ Turcja kieruje się prawem cywilnym a nie religijnym nie ma przymusu dla przedsiębiorców donacji dla „biednych”. Raczej firmy same decydują o takich działaniach.

  2. ojej, ja napisalam biedactwo na ig, ale nie mialam niczego antytureckiego na mysli. Znam to swieto i tradycje z nim zwiazane. Zwierzeta na calym swiecie so jedzone nie tylko od swieta. Uboj rytualny, tez znam (chyba) i wcale nie jest taki straszny jak niektorzy wypisuja. A napisalm biedactwo, bo mi wszystkiego szkoda, czasem nawet kurczaka na moim talerzu :/

    1. Nie mialam na mysli chyba Ciebie 🙂 wrzucilam to zdjecie na mojego prywatnego facebooka i mialam na mysli tamte komentarze 🙂
      Oj tez tak mam z tym zalowaniem czasem 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Subscribe to My Newsletter

Subscribe to my weekly newsletter. I don’t send any spam email ever!