Utarło się uważać, że do Turcji trafiają głównie cudzoziemki-kobiety. Faktycznie, jest ich zdecydowanie więcej, są też bardziej aktywne i tym samym widoczne w internecie – co można zauważyć na polskim gruncie. Ponadto my sami przywykliśmy martwić się o „polskie blondynki” w „dzikiej Turcji”. Tymczasem wbrew temu stereotypowi w Turcji mieszka także wielu mężczyzn, w tym Polaków. Także oni zostawiają tu swoje serca, żenią się z Turczynkami i zakładają rodziny. Jednym z nich jest Andrzej Czerw, którego poznałam dzięki stworzonej przez niego stronie www adresowanej do stambulskiej Polonii.
/foto powyżej: zachód słońca nad Cunda Adası (Ayvalık), wszystkie zdjęcia pochodzą od bohatera tekstu/
Jak długo mieszkasz w Stambule?
W sierpniu 2015 będą 4 lata.
Czym się zajmujesz – na co dzień i poza pracą?
Pracuję w firmie eventowej – CSG The Event Company. Oprócz tego prowadzę a la blog – Polonia w Stambule. Rozwijam także mały projekt Agac Dekor – dekoracje drewniane i nie tylko (https://www.facebook.com/agacdekor, jeszcze w powijakach). Do tego dochodzi jazda na rowerze po szalonym Stambule, o fotografii nie wspominam, bo teraz każdy fotografuje. Kiedyś w Polsce miałem małą ciemnię, zdjęcia robiło się w łazience – to była zabawa. Zapomniałbym o moim hobby ogródkowym. Pochwalę się – w tym roku posadzone są pomidory, papryka na dolmę, ogórki, fasolka szparagowa. Jest malina, jeżyna, chrzan i truskawki. Będą też polskie poziomki. Innym hobby jest geocaching, dla ciekawych co to jest to zapraszam http://www.geocaching.pl/– po polsku (oryginał http://www.geocaching.com)
Dlaczego akurat tutaj trafiłeś i skąd?
W 1999 wyjechałem do USA za chlebem. Po 12 latach emigracji trafiłem do Stambułu. Dlaczego? Przez kobietę.

No właśnie – kobieta! Twoja żona jest Turczynką. Powiedz o Ece coś więcej: w jakich okolicznościach się poznaliście?
Z małżonką poznałem się w Bergen Community College, w stanie New Jersey, w USA. To był drugi semestr zajęć i drugi tydzień. Wtedy kumplowałem się z dwoma polskimi dziewczynami, Kamilą i Lucyną. Czekaliśmy na panią profesor. Nagle do klasy weszła dziewczyna – nasza polska trójka spojrzała na nią od stóp do głów i oceniła, że to nowa Polka dołączyła do klasy. Jakież było nasze wielkie zdziwienie, gdy się przedstawiła. Okazało się, że jest z Turcji. Zasiadła w ostatniej ławce. Co tydzień przesuwała się do przodu, aż pewnego dnia siedziała obok mnie. Oczywiście „gadka szmatka” i okazało się, że fajna dziewoja. Kując żelazo póki gorące, zaprosiłem ją na weekend. I tak to się zaczęło. Od przyjaźni do miłości, a potem do ołtarza. Oczywiście ślub cywilny w New Jersey, drugi w Ayvalık (tzw. „kościelny”) z przyjęciem [ślub muzułmański, przyp. Skylar] Na trzeci w Polsce się nie zdecydowaliśmy. Były ku temu dwa powody. Pierwszy – proboszcz z mojej parafii w Biłgoraju robił problemy, a drugi, no cóż, pieniądze.
Macie dwóch uroczych synów.
Mamy dwóch chłopców, jest miedzy nimi 3 lata różnicy. Andre Doruk ma 10 lat, Daniel Derin 7. Gołym okiem widać, który jest czyj. Starszy żony, ciemne włosy, ciemniejsza karnacja. Młodszy mój – blondas z niebieskimi oczętami.
Dlaczego przenieśliście się z USA do Stambułu?
Do Stambułu trafiliśmy za pracą. Przyszedł na nas czas i szukaliśmy, gdzie się przenieść. Do Polski czy do Turcji? Tak się złożyło, iż w Stambule znaleźliśmy pracę w firmie ortopedycznej. I dlatego Stambuł a nie Warszawa. Jak to mówią – kto pierwszy ten lepszy.
Zdradź więcej, co Ci się w żonie spodobało, czym zwróciła Twoją uwagę? A może wiesz co w Tobie ją z kolei przyciągnęło?
Co mi się w niej spodobało? Ciemne włosy, zielone oczy i przepiękny uśmiech. I, że jest ambitna. Z kolei jej się we mnie spodobał się nos. Śmieszne, nieprawdaż? I to, że nie mam włosów… Nie będę jednak robił sobie autoreklamy, że gotuję, piekę ciasta i torty, pączki, babki drożdżowe. Nie wspomnę o byciu złotą rączką czy szyciu na maszynie (od razu mówię, nie realizuję zamówień na sukienki).

Twoja żona ma szczęście! 🙂 Jak wygląda u Was wychowanie dzieci? Twoi synkowie są dwujęzyczni? Jak wygląda Wasza codzienność?
Moi synowie są trzyjęzyczni. W tej chwili dominującym językiem jest turecki, drugim jest angielski a polski niestety jest na miejscu ostatnim. Mea culpa. Jeżeli chodzi o religię, znają obie. Obchodzimy główne święta katolickie i muzułmańskie. A co wybiorą później – to ich sprawa.
Nasza codzienność. Opiszę ostatni rok szkolny. Starszy syn chodził do szkoły 12 km od domu, serwis przyjeżdżał o godzinie 6: 05 rano. Dziecko trzeba było obudzić o 5: 30, ubrać i nakarmić. Tutaj raz żona, raz ja. Był podział ról w małżeństwie. Powrót ze szkoły o 13:30. Młodszy natomiast chodził do szkoły bardzo blisko, tylko 1 km, na godz. 9:00. To był mój obowiązek, aby go szkoły wyszykować i zawieźć. Jeździliśmy skuterem. Ze względu na godziny pracy w Turcji, mieliśmy nianię, aby chłopcami opiekowała się do naszego powrotu z pracy oraz odbierała młodszego ze szkoły i odrabiała z nimi lekcje. Potem kolacja, mycie zębów, piżama i czytanie książek przed spaniem (czytanie to moja działka). Gotowanie? Oboje, ale żona ma większy w tym udział. Mamy kuchnię turecko – polsko – włoską. W weekendy śniadanie dla dzieci to moja działka. Chcesz pospać a tu nad uchem „Tata, jestem głodny”. Pytam, „Co chcesz?”. Odpowiedź „Racuchy”. Ja „A może mama niech zrobi”. „Nie, bo twoje są lepsze”.
Ile lat już jesteście małżeństwem? Czy jest coś, co Cię szczególnie zaskoczyło w tureckiej kulturze? Albo zmieniło Cię w jakiś sposób?
Jesteśmy małżeństwem od 12 lat. Co mnie na początku zaskoczyło w tureckiej kulturze to jedzenie chleba do dania z ryżem, z ziemniakami czy z makaronem, wszechobecny jogurt i dodawanie soku z cytryny do niemal wszystkich potraw; głośnie „wrzaski” tureckich sprzedawców na bazarach, poukładane warzywa i owoce na straganach, całowanie starszyzny w rękę. Po tych zaledwie kilku latach też już wołam alla, alla. Jeżdżąc samochodem nie używam kierunkowskazów, natomiast skuterem podczas korków używam chodnika do jazdy.
Pozostając jeszcze w temacie rodziny. Z rozmów ze znanymi mi Polakami, partnerami Turczynek wynika często, że rodzice tureckiej wybranki są nierzadko bardzo wymagający w stosunku do zagranicznego zięcia. Problemem są nie tylko na przykład oczekiwania finansowe, ale także religia. O ile chrześcijanka – żona muzułmanina – to nie taki problem, o tyle odwrotność bywa już trudna do zaakceptowania. Zdradzisz, jak było u Was?
W 2002, za kawalerki, pojechałem do Turcji poznać rodzinę Ece. Widocznie się spodobałem, gdyż zostałem zaakceptowany. Ojciec Ece pracował w hucie żelaza. Matka była dyrektorem szkoły w Karbük oraz drugą kobietą w mieście, która prowadziła samochód. Światli, normalni ludzie. Oczywiście, Ece pytała ojca o pozwolenie i czy nie ma nic przeciwko temu.

Jak Ci się w takim razie żyje w Turcji, pomiędzy Turkami?
Turcja to dziwny kraj. Po 12 latach mieszkania w USA, naprawdę było ciężko przestawić się na tutejsze życie, mentalność ludzi. W skrócie powiem tak – po dwóch latach mój starszy syn powiedział mi: „Tato, przestań narzekać, przyzwyczaj się” – ot, po prostu „Burası Turkiye” (tu jest Turcja – przyp. Skylar). Dużo Turków poznałem mieszkając w Stanach, także wiedziałem, czego mogę się spodziewać, mówię o tych dobrych stronach i tych dziwnych dla mnie. Tak jak w każdej nacji są ludzie i „parapety”. Większość tych, co znam, to porządni faceci (nie wspomnę o jednym, który wykałaczką dłubał w uchu i wąchał ją, a potem używał ją do usuwania resztek jedzenia między zębami – taki ekstremalny przypadek). Jeśli chodzi o życie pomiędzy Turkami… Staram się trzymać „low profile”, jestem yabancı i trzeba uważać. Ale w sumie – nie jest źle. Zdobyłem w przeciągu 4 lat więcej znajomych na ulicy w swojej mahalle (dzielnicy) niż w Stanach po 12 latach. Od sklepikarza w bakkalu, przez fryzjera do rzeźnika, nie wspominając o bazarze warzywno-owocowym – wszyscy już wiedzą, że jestem yabancı damat (dosł. „zagraniczny zięć”, przyp. Skylar)
Co sądzisz o Turczynkach? Wiesz że dla nas – bab – to niekiedy trochę drażliwy a jednocześnie pociągający temat 🙂
Turczynki? Hmmm… Może ze względu na to, że mało mam do czynienia z nimi – ciężko mi ten temat rozwinąć. Nie podoba mi sią jak robią makijaż. A ta czarna kreska na górnej powiece to mnie dobija… Z męskiego punktu widzenia, co zauważyłem podczas ostatniego pobytu w Polsce, to moje mięsnie karku bardziej pracowały w Polsce niż w Turcji. Andrzej Rosiewicz miał rację. 🙂
OK, wszystko jasne – jesteśmy najpiękniejsze 😉 A powiedz, jak wygląda u Ciebie znajomość tureckiego?
Powiem szczerze – po tylu latach powinienem mówić dobrze, a tak nie jest. Wiem, wiem – tylko winni się tłumaczą. Tak i ja. W większości miejsc, gdzie pracowałem posługiwałem się angielskim i polskim, czasami rosyjskim. Oczywiście chodziłem na kursy tureckiego. Jeden semestr w NYU, w Nowym Jorku i dwa miesiące w Stambule, do szkoły Dilmera. Teraz mam książki z Dilmera, Tomera i jeszcze kilka innych. Staram się prawie każdego dnia coś zrobić z ćwiczeń. Jeżeli nie ma klucza, to żona sprawdza.

Jak żyje ci się w Stambule? Masz swoje rytuały, ulubione zakątki, przyzwyczajenia?
Stambuł to zorganizowany chaos. Można do tego molocha przywyknąć. My wybraliśmy bardziej zielone miejsce w Stambule – to Tarabya, blisko Bosforu, lasów, parków i co najważniejsze – blisko metra. Mam ulubione zakątki, park do jazdy na rowerze (nie zdradzę gdzie) – tubylcy nie wiedzą, że tam można wejść bez opłat. Jest duży i niezaśmiecony. Drugie miejsce to Las Belgradzki – 7 km rowerem do wjazdu. Oczywiście jest rytuał szkolny z dziećmi. Po chleb chodzimy do jednej piekarni – mają prawdziwy a nie taki dmuchany lub kolorowany barwnikami. Chodzę na ryby w sezonie. Lubię odkrywać różne nowe miejsca jeżdżąc rowerem. Przynajmniej raz w roku jestem w Polonezköy (grzyby to jedna z przyczyn).
A propos Polonezköy – niestety jak dotąd tam nie dotarłam (wstyd!). Powiedz coś więcej o tej dawnej polskiej wsi. Co według Ciebie warto tam zobaczyć, zrobić, kiedy przyjechać?
Polonezköy zmienia się. Nie ma już dorocznego Festiwalu Czereśniowego. Zabrano dom kultury, budynek należy do Belediye (Urząd Miasta). Jest Polder Polonezköy – dziedzictwo kultury, stowarzyszenie do opieki nad polskim cmentarzem. Aktywność Adampolan skupia się na prowadzeniu hoteli i restauracji, szczególnie, gdy był dorocznie organizowany Festiwal; zapewniali zakwaterowanie i wyżywienia dla polskich zespołów folklorystycznych. Są niestety mało otwarci. Powstały pomysły na „rozruszanie” tego miejsca, na przykład poprzez organizację pikniku polonijnego.
W Adampolu należy odwiedzić dom cioci Zosi – w tej chwili muzeum, polski kościół, polski cmentarz, rzeźby przed byłym domem kultury, jedną z wielu restauracji (Gospoda, Leonardo, Obora, Karczma Kriha), ulicę Adama Mickiewicza, obowiązkowo znak na wjeździe do Polonezköy (jest w trzech językach). Jest wspaniała ścieżka rowerowa przez las – polecam.

Od dawna prowadzisz popularną stronę Polonia w Stambule, jesteś jednym z animatorów stambulskiej Polonii. Ilu Was w Stambule jest?
Stronę Polonia w Stambule prowadzę od 2011 roku, zacząłem jeszcze będąc w Stanach. Jestem także członkiem Rady Konsultacyjnej Polonii Tureckiej.
Polonia stambulska jest czysto kobieca. Jest nas tylko czterech rodzynków (tych, co znam ja), którzy za żony mają Turczynki. Kiedyś, podczas spotkania dotyczącego założenia Stowarzyszenia Polsko – Tureckiego w Stambule, dyskutowaliśmy jak liczna jest nasza Polonia. Z rachunków wyszło nam 300 osób. Jest to bardzo niewiele na wielomilionowy Stambuł. Stambulską Polonię można było podzielić na 4 grupy. Pierwsza to skupiona przy Konsulacie Generalnym. Druga – przy kościele św. Antoniego. Trzecia to trzymająca się na uboczu (pojawiająca się z doskoku). Natomiast czwarta to osoby niechcące mieć nic wspólnego z Polonią.
Często się spotykacie? Jak oceniasz Waszą polonijną aktywność?
Polscy Stambulczycy do tej pory mieli okazję spotykać się dwa razy do roku (zazwyczaj w czerwcu i we wrześniu) podczas pikników polonijnych organizowanych w ogrodzie kościoła w Büyükdere. Dlaczego tam? Duży ogród, ogrodzony wysokim murem kamienistym, dostępność stołów i krzeseł oraz grilla. Należy też wspomnieć o księdzu Dariuszu, dzięki któremu mogło się to odbywać. Do roku 2014 w Polonezköy, odbywał się Festiwal Czereśniowy, na początku czerwca, na który z Polski zapraszane były zespoły folklorystyczne. Niestety to już przeszłość. Polonia stambulska posiada też grupę na Facebooku. Kopalnia wiedzy, poradnik życia, a także czasami pada hasło wyjścia na piwo. Należy tez wspomnieć o spotkaniach kobiet na kawę w Maltepe, po stronie azjatyckiej. Odbywają się w pierwszą środę każdego miesiąca. Są także imprezy organizowane przez Konsulat Generalny RP w Stambule, np. Mikołajki. Może tym, co powiem, narażę się niektórym osobom, ale podczas Mikołajek w 2014 roku, była bardzo duża frekwencja Polonii z dziećmi, aż sam się zdziwiłem (i nie tylko ja). Czyżby, dlatego że były darmowe paczki (fundowane przez konsulat) od Mikołaja dla dzieci? Natomiast podczas pikniku „Kreatywna Polonia” w Polonezköy, gdzie był podstawiony autobus (przez Konsulat) dla osób bez samochodu, dzieci można było policzyć na palcach dwóch dłoni. Byłem zawiedziony tak małą ilością osób.
Jak widzisz swoje dalsze tureckie życie? Planujecie zostać w Stambule na stałe, czy raczej myślicie o kolejnych przeprowadzkach?
Tureckie życie nas nie rozpieszcza. Muszę przysiąść cztery litery i poprawić mój turecki, bo bez niego mogę zapomnieć o dobrej pracy.
Mówiąc o przeprowadzkach – ostatnio żona coś przepowiada o Muğla. Straciła pracę na uniwerku (Istanbul Ticaret Universitesi) – powiedziano jej wprost: “Nie jesteś nasza”. Rządzi tam wiadomo jaka partia. Plus cudzoziemskie nazwisko… Być może będę miał bliżej do Alanyi.
W takim razie życzę powodzenia w dalszym życiu w Turcji 😉

Zapraszam też do przejrzenia moich poprzednich tekstów z cyklu Tur-Tur Projekt TUTAJ. Na czym polega projekt przeczytacie: TU.
0 komentarzy
Milo dowiedziec sie o tak pozytywnym i aktywnym Panu i pogratulowac wspanialej rodzinki:)
Zgadza się 😉
Super wywiad i megapozytywny człowiek.