Idą idą święta, dzyń dzyń dzyń!
Chodzi oczywiście o święto Kurban Bayramı, czyli najważniejsze muzułmańskie Święto Ofiarowania. Pisałam o nim kiedyś dawno (tutaj) tłumacząc na czym polega, i na tym koniec – zazwyczaj starałam się go unikać. Tym bardziej, że zdecydowanie nie jestem osobą mięsożerną. Zawsze też przy okazji tego święta wywiązuje się dyskusja pomiędzy światem europejskim a światem azjatyckim, pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami, pomiędzy miłośnikami owieczek i baranków a miłośnikami mięsa owieczek i baranków, pomiędzy lokalnymi a yabanci (obcymi). Zapytacie jaka dyskusja? A wystarczy przejrzeć rozmaite blogi, strony, albo wdać się w facebookową czy forumową wymianę zdań. Ba, wystarczy nawet uciąć sobie pogadankę jako wspomniane yabanci ze wspomnianym lokalnym.
Okaże się, że nie możecie się porozumieć, ba, że gadacie na zupełnie innych poziomach – tak jakbyście siedzieli na innych piętrach w budynku i jedno przekazywało komunikat z pierwszego piętra, a drugie odbierało go w zniekształconej formie na piętrze trzecim. I odwrotnie.
Wszystko to i powtarzalność tego typu zdarzeń spowodowały, że Skylar głęboko się zadumała 😉
Podczas moich studiów kulturoznawczych miałam do czynienia z wieloma naukowymi teoriami i rzeczami, które wówczas wydawały mi się kompletnie błahe, i tak bardzo odległe od życia. Kolekcjonowaliśmy między innymi definicje kultury stworzone przez rozmaitych badaczy, i głowiliśmy się nad różnicami pomiędzy nimi. Dopiero na piątym czy może czwartym roku okazało się, że wyłania się z tego wszystkiego jakaś jedna idea, która wcale nie ułatwiała życia, a mianowicie: ilość definicji kultury jest niezliczona. Dla każdej cywilizacji albo dla każdego badacza pojęcie kultury oznaczało co innego, a co gorsza, było równie wartościowe. Czyżby więc wszyscy bujali w obłokach? Gdzie, pytałam wtedy sama siebie, jest prawdziwe życie? Jak możemy przełożyć to wszystko na jakieś realne formy?
Po kilku latach trafiłam do Turcji i nagle okazało się, że całe moje studia kulturoznawcze przerabiam jeszcze raz – w praktyce. Względność teorii kultury przeżywałam na własnej skórze, kiedy zaciekle dyskutowałam z jakimiś Turkami o rzeczach dla mnie oczywistych, które im wydawały się nie do pojęcia. I odwrotnie. Wzajemnie próbowaliśmy siebie przekonać, i kończyło się tylko frustracją 😉
Tak jak w tym klasycznym komiksie o Asterixie, gdzie Obelix wciąż powtarza:
„Ale głupi ci Rzymianie”
Dokładnie to samo mówią teraz niektórzy „Ale głupi ci muzułmanie” – i czują się uprawnieni do krytyki cudzego punktu widzenia, bo przecież jak można zabijać niewinne baranki, w czasach gdy dzieci w Afryce głodują, itp. itd. Patrzymy na to naszymi europejskimi oczami i „brzydzimy się zapachu krwi”.
Już jako tako rozumiejąc kulturę, w której przyszło mi żyć, wydaje mi się że potrafię to wytłumaczyć.
Dla nich tradycja znaczy nadal bardzo dużo. To nie tak jak w naszej zindywidualizowanej kulturze, w której mówimy sobie „ja nie lubię świąt” i po prostu ich nie obchodzimy. Dla nas to, co czujemy i myślimy my, jako JA – jest najważniejsze. Na przykład: JA podejmuję decyzję o wyjeździe i pracy za granicą, ubieram się jak JA chcę, rozwodzę się bo JA nie jestem szczęśliwa/y, to JA jestem odpowiedzialna/y za swoje błędy, jak i sukcesy, ja, ja, wciąż to JA jest najważniejsze, a tobie co do tego. Czy nie tak właśnie myślimy?
Tymczasem kultura kolektywistyczna, w której wciąż żyją Turcy, przesiąknięta jest zupełnie innym myśleniem. Liczy się społeczność albo – w mniejszej skali – rodzina. W grupie jesteśmy silniejsi, na więcej nas stać, i dlatego nie możemy tej grupy rozłamać partyzantką jakiegoś indywidualisty. Z drugiej strony grupa jest po to, by nas chronić i nam pomóc, gdy tego potrzebujemy. Nie zostawią nas na przysłowiowe pożarcie sępom, tylko poczują wewnętrzny imperatyw, by się nami zaopiekować. Grupa, aby swoją funkcję spełniała, musi mieć swoje integrujące elementy: tradycje, obrządki, przekonania. Nadmierne dyskusje potrafią wprowadzić do zespołu ździebełko niepewności, pojawiają się wątpliwości, znaki zapytania, i nie wiadomo wtedy co jest właściwe.
Dla socjologa, psychologa, antropologa czy kulturoznawcy takie akapity są oczywistością. Dla mnie – niby – też. Jednak co innego o czymś wiedzieć, a co innego doświadczyć tego na własnej skórze, w prawdziwym, codziennym życiu.
W jednym z anglojęzycznych blogów o Turcji uderzyło mnie krytyczne podejście do słowa „yenge”. Jego autorka, była żona Turka, przez całe swoje małżeństwo wściekała się (dosłownie) na to, że nazywano ją yenge (bratowa), a nie po imieniu. Co za wyrazisty przykład tego, o czym pisałam powyżej!
Wedle tutejszej logiki nasze ja nie jest odrębnym bytem, ale powiązane jest z innymi bytami. Nie jesteśmy sami dla siebie, ale jesteśmy czyjąś żoną, czyjąś matką, córką, siostrą czy przyjaciółką i z tego wynikają określone społeczne funkcje. Zależymy od innych, a inni od nas. Stąd to tureckie tytułowanie. Kolega jest „bratem”, pan na ulicy „wujkiem”, a dziewczyna przyjaciela „yenge” . W europejskim myśleniu jest dokładnie odwrotnie: nasze ja opisuje nasze imię i nazwisko – jesteśmy wyjątkowi, osobni, niezależni a nasze urodziny są świętem. Powinno się do nas mówić po imieniu, a nie używając tytułu „szwagierka” albo „siostra”! Cudzoziemkę to denerwowało, ten fakt, że została napiętnowana jako czyjaś (turecka) przynależność. Tfu, jaka to wstyd i porażka, należeć do kogoś. To, co dla Turków jest pozytywne lub neutralne, dla nas jest negatywne, wiąże się ze zniewoleniem czy nawet obrazą.
Podobnie kwestia noszenia chust – dla nas jest to zniewolenie, dla noszących chusty kobiet wyraz skromności i przyzwoitości.
I wracamy tutaj ruchem konika szachowego do Kurban Bayramı i „biednych baranków”. Dla nas są one biedne, a dla społeczności żyjącej tradycją są niezbędne, aby grupa trzymała się razem. Do tego dochodzi obowiązek, żeby mięso z ofiarnych zwierząt przekazane było potrzebującym (2/3 jego ilości), a jedynie 1/3 trafia na nasz własny stół i ucztę. Nie sycimy tylko sami siebie, ale i wspieramy innych. Jakkolwiek jest to dla nas niepojęte i „okrutne”, dla nich właściwe. Kwestia priorytetów.
Jak bardzo się od siebie różnimy…
Wesołych Świąt Ofiarowania! 😉
0 komentarzy
Trochę się nie zgodzę (choć może właśnie za krótko wśród „nich” mieszkam, żeby to zrozumieć?). Kultura kulturą, jej faktycznie często nie da się pojąć europejskim umysłem i trzeba po prostu zaakceptować i szanować, jaka by nie była, ale jak można tłumaczyć rzeź zwierząt religią? Sposób zabijania tych zwierząt dla mnie jest niewytłumaczalny. U nas tradycyjnym daniem wigilijnym jest karp, którego też przecież trzeba zabić i nikt z tego rezygnować nie zamierza, jednak obrońcy zwierząt walczą jak mogą (i to z pozytywnym chyba skutkiem?) o to, żeby odbywało się to w jak najszybszy i najmniej dla ryb bolesny sposób. Dopiero od niedawna, fakt, ale jednak, nasza tradycja zmienia się w (obiektywnie) lepszym kierunku. Wiem, i w naszym „lepszym” świecie są farmy, gdzie bydła wcale a wcale nie traktuje się w humanitarny sposób, ale myślę, że większość społeczeństwa nie jest tego jednak świadoma i nie dawałaby na to przyzwolenia, gdyby miało z tym bliższą styczność. W islamie robi się to z pełną świadomością, sama pamiętam, jak moi koledzy z Maroka dumnie pokazywali mi zdjęcia z tego właśnie święta, szczycząc się, że jeden z nich poderżnął już kozie gardło samodzielnie i cały był we krwi. Nie, tego elementu ich kultury nie zaakceptuję nigdy.
Sama mieszkam w muzułmańskim kraju (Indonezja) i staram się być tolerancyjna (z różnym skutkiem jednak, przyznaję…), dla mnie barbarzyńską jest religia, która NAKAZUJE, że zwierzę ma być zabite właśnie przez poderżnięcie gardła i nie inaczej. Wesołych świąt mimo wszystko! 😉
Toż to właśnie muzułmański sposób uśmiercania zwierząt jest ponoć tym najbardziej humanitarnym. Zwierzęciu zasłania się oczy, odmawia modlitwę i dokonuje zdecydowanego „cięcia” pod gardłem aby jak najmniej cierpiało. Na pewno jest to odległe od naszych „ubojni” zwierząt o których nawet nie chcę wspominać. Ja też jestem bardzo wrażliwa na takie obrazy, nawet przeraża mnie sama myśl i najchętniej żyłabym bez mięsa, ale właściwie czym się różni zabijanie zwierząt tłumaczone religią a to tłumaczone rozpasaną konsumpcją?
Właście do tego zmierzałam w moim poście, żeby uświadomić, że wcale nie musimy rozumieć tej kultury i nie zrozumiemy pewnie nigdy i tak. Barbarzyńcą jest zawsze ten „obcy”, dla nas – oni, dla nich (w niektórych aspektach) – my. A dlaczego koledzy się chwalą własnoręcznym zabiciem barana czy kozy? Przecież toż to prawie inicjacja, wejście w świat prawdziwych mężczyzn. Niefajne i nieakceptowalne dla nas, ale w ich świecie powód do dumy, właśnie też ta krew. W tradycyjnych kulturach mięso to zwierzę, które żyje i które się zabija. Nie takie jak u nas w supermarketach, zapakowane próżniowo, łatwiej się wtedy oszukiwać, że jedząc je nikomu nie stała się krzywda….
Wesołego 😉
Nawet trudno dziś sobie wyobrazić, ze ten wg nas barbarzyński ubój, stosowany przecież w dużej częsci swiata nie tylko, ze od wieków, ale i obecnie na co dzień w nowoczesnych ubojniach, kiedykolwiek się zmieni. To tylko dyskusje na ten temat ożywiaja się przy okazji Kurban Bayrami, gdyż jako ciekawostkę pokazują to telewizje świata, gdyż zabija się zwierzęta własnoręcznie , a nie kupuje mięso w kasabie lub markecie. Ono tam także jest halal. Na pewno Turków ani Arabów nie interesują w tym dniu nasze dywagacje na temat zabijania humanitarnego albo nie. Sensem tego święta jest tak, jak piszesz Skylar, dzielenie się z innymi, które jest dowodem opieki i błogosławieństwa Allaha, i to jest piękne. Ile dumy daje ludziom fakt, że stać ich na zwierzę, którym podzielą sie z uboższymi krewnymi. I ile wstydu, jeśli z powodów finansowych nie mogą takiej hucznej uczty wyprawić. Przecież w to swięto spotyka się nie tylko rodzina, ale pracownicy ze swoimi patronami, sąsiedzi. Na wsiach czesto starsi w tych dniach mogą najeść się mięsa do syta. Z europejskiego punktu widzenia okolicznosci tego swięta budzą moją odrazę, ale idea jest piękna i jak słusznie zauważasz , dopóki trwa, dopóty w grupie jest wsparcie i siła.
Bayraminiz kutlu olsun.
W „naszej, europejskiej” kulturze nie „zdarzają się takie przypadki” a są raczej czymś oczywistym, normalnym na wsiach. Nie mówię o hodowlach i o ubojniach, ale wciąż o tych setkach tysięcy Polaków, którzy mieszkając od lat na wsi mają zwierzęta, które od czasu do czasu przeznaczają na mięso – myślisz, że jak są one zabijane? I nikt się nad tym nie zastanawia, bo tak po prostu zawsze było i jeszcze długo będzie.
Dokładnie tak 🙂
w zaprzyjaznionej wsi rolnicy zwierzeta przed zabiciem ogluszaja.
za wikipedia.
w czasie uboju należy zadać cios w tętnicę szyjną zwierzęcia, aby jak najszybciej doprowadzić do wykrwawienia zwierzęcia (bo krew uchodzi za nieczystą). Czas pomiędzy przecięciem głównych naczyń krwionośnych a utratą przytomności, jak wynika z reakcji behawioralnych i centralnego układu nerwowego, wynosi 20 sekund u owiec, do 2 minut u bydła, do 2,5 lub więcej minut u drobiu, a czasami ponad 15 minut lub więcej u ryb.
Uboju halal (podobnie jak szechity w judaizmie) dokonuje się na zwierzęciu przytomnym (niedopuszczalne jest jego ogłuszenie). Z tego powodu uważa się go, głównie w Europie, za niehumanitarny.
Sytuacja prawna w Polsce[edytuj | edytuj kod]
24 października 1997 r. weszła w życie ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt, w której przedstawiona była zasada, iż zwierzę może zostać poddane ubojowi po uprzednim pozbawieniu świadomości, lecz dopuszczała wyjątek dla uboju w sposób przewidziany przez obrządki religijne.
Wchodząca w życie z dniem 28 września 2002 r. nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt nakazywała przeprowadzenie uboju tylko po wcześniejszym ogłuszeniu i nie uwzględniania wyjątku dla uboju rytualnego[2].
27 listopada 2012 Trybunał Konstytucyjny orzekł, że wydane w 2004 r. rozporządzenie ministra rolnictwa, dotyczące warunków uboju rytualnego – w szczególności dopuszczenia uboju rytualnego bez wcześniejszego ogłuszenia, jest niezgodne ze znowelizowaną w 2002 roku ustawą i że Minister Rolnictwa przekroczył swoje kompetencje, wydając rozporządzenie bez należytego upoważnienia ustawowego[3].
Od 1 stycznia 2013 roku, po uprawomocnieniu się wyroku Trybunału Konstytucyjnego, na terenie Polski obowiązuje całkowity zakaz uboju religijnego bez ogłuszenia.
w tej rozmowie
⬇ Przeciągnij i upuść tu swoje obrazki aby je przesłać.
Zaloguj się za pomocą
Sign up for Disqus
lub wybierz nazwę
DISQUS to społeczność dyskusyjna
Disqus nigdy nie moderuje komentarzy. Zasady są własnością portalu.
Twój e-mail jest bezpieczny. Służy wyłącznie do moderacji i ewentualnych powiadomień.
Nie bądź nieprzyjemny, nie łam prawa. W ten sposób wszystkim będzie łatwiej.
Przeczytaj pełne warunki umowy
Wolę pisać jako gość
−
+
Skylar Mod A • godzinę temu
Dokładnie tak :)zobacz więcej 0 Musisz być zalogowany aby zagłosować przeciw.
•
Odpowiedz
•
Udostępnij ›
Twitter
Facebook
Link
No i otwiera się tu pole do dyskusji czy ogłuszać, czy nie ogłuszać. I to też jest bardzo względne. Jakieś argumenty muszą przemawiać za nie ogłuszaniem, istotne dla uboju halal muzułmańskiego jak i w judaizmie bo oni też mają to samo podejście. Ale tutaj już proszę o tych detalach nie dyskutujmy zresztą wątpię żebyśmy byli kompetentni :)))
Wydaje mi się że w społeczeństwie zachodnioeuropejskim jak chyba nigdzie indziej żyjemy złudzeniem że nasze mięso zapakowane w czyste i estetyczne opakowanie, kupione w supermarkecie nie ma nic wspólnego z sympatyczną krówką biegającą po łące, występująca w reklamach np. czekolady czy mleka czy śmietanki. Jakże chętnie zamykamy oczy na cierpienie zwierząt z przemysłowych hodowli i ubojni, niehumanitarny transport i wszystko to co związane z ubojem. Uspokajamy sumienie kupując ładnie zapakowany kawałek mięsa, uważając się przy tym za miłośników zwierząt. Jeśli nawet założyć że podrzynanie gardła jest okrutne to trwa 20 sek lub 2 minuty. Te barany przynajmniej w większości chodziły po łąkach zanim umarły, czego nie można powiedzieć o świniach, mlecznych krowach które czasem nawet całe życie nie zobaczą słońca ani nie wyjdą na powietrze… Nie wspomnę tu o „hodowlach kurczaków… Zastanówmy się nad tym zanim nazwiemy kogoś barbarzyńcą!
brawo…nareszcie ktoś to ujął jak trzeba 🙂
Witam, ja podobnie jak Emi nie zgodzę się do końca z tlumaczeniem wszytskiego inną perspektywa. Tzn. wiem, że perspektywy się różnią i trudno o nich dyskutować, jednak wspomnijmy takie obrzezanie kilkuletnich dziewczynek w Afryce. Uważam że są sprawy, które należy przemyśleć trzezwym umysłem-jeśli tak jak w Kwiecie Pustyni opowiada się, jakie skutki powoduje takie obrzezanie, to wiedząc że taki proceder ma miejsce nie chciałybyśmy wesprzeć akcji przeciw tego typu tradycjom i zamiast tego tłumaczyć, że my tego nie rozumiemy?Ba nawet kilkuletnia dziewczynka dostrzegla, że to jest zle. Nie pozwólmy tłumaczyć wszystkiego pod kogoś, bo ogół tak uważa. Kojarzy mi się film Fatiha Akına auf der anderen seite, gdzie jest moment, kiedy jeden z bohaterów mówi o wspolnych elementach Biblii i Koranu i nie zgadza sie z zamiarem zabicia Izaaka przez swojego ojca. Chodzi o to, aby dostrzegać pewne rzeczy, często posiadając odmienne zdanie od ogółu.
Dla mnie temat baranków to tylko był punkt wyjścia do kulturowej teorii względności 😉 Tylko że obie sprawy (obrzezanie kobiet i baranki) mają trochę inny kaliber. Oczywiście nie czuję się uprawniona do tego, aby to oceniać, ale skoro piszemy o względności to każdy z nas wyraża swoje zdanie 😉
I tak jak zwierzęta zabija się na mięso na całym świecie, mniej lub bardziej humanitarnie, i tak jak pałaszuje się ze smakiem mięso o którym nawet nie wiemy skąd pochodzi, i tak jak wspomniany przez Emi karp na Boże Narodzenie idzie na nasze talerze, tak w muzułmańskich państwach baranki, owce, kozy, itp. poświęca się wedle konkretnych reguł i zasad, oczywiście dziś wypaczanych, ale jednak.
Obrzezanie kobiet nawet tak jak piszesz dla samych społeczności tam bywa okrutne, to jest troszkę bardziej skomplikowane. Jestem ciekawa dlaczego nie pojawił się przykład obrzezania chłopców 😉 bo to też taka tradycja która ma logiczne medyczne wytłumaczenie i nie budzi sprzeciwu.
Nie o to chodzi żeby dyskutować o sensie tego, bo tak jak pisałam niżej nie czuję się kompetentna, nie lubię mięsa i ogólnie jestem przeciwko, i nie wiem co to znaczy być posłusznym religii, ale właśnie nie w tym rzecz.
Mnie ogólnie bardziej zależało na tym żeby uświadomić że nasze kultury mają trochę do tego inne podejście, szczególnie nasza kultura osób wychowanych w mieście europejskim versus wiejskie, często proste i tradycyjne i bliskie życia i śmierci podejście jak tu w Turcji. Może to banalny wniosek ale co tam 😉